Tanie bilety do Londynu… I w zasadzie słowo „tanie” kończy
się w tym miejscu. Bo z weekendem w tym mieście wiąże się dużo więcej wydatków,
między innymi:
- Dojazd z lotniska do miasta- tutaj najlepszy okazał się National Express (za bilet w obie strony trzeba zapłacić 19£- na trasie Stantsted Airport – Golders Green)
- Poruszanie się po mieście (transport publiczny- metro, autobusy, tramwaje wodne)- najbardziej opłacalny jest zakup Oyster Visitor Card, dzięki której można załapać się na zniżki w niektórych sklepach i knajpach- 23£, z czego 3£ dostajecie z powrotem przy zwrocie karty na lotnisku
- Hostel- w weekendy i święta wychodzi zdecydowanie drożej niż w dni powszednie (nas wyszło ok. 25£ na osobę za 3 noce)
- Piwo w pubie ok. 3£
Piątek- Londynie przybywamy!
- Stantsted Airport- stąd National Express A6 do Golders Green
- Golders Green (tu przesiadka na autobus linii 460)
- Przystanek: Willesden Bus Garage
- Hostel No 8 Willesden
Problemy pojawiają się zawsze. Nas dopadły już na początku!
Pierwsze pytanie: jak dostać się z lotniska do hostelu? Niby nic trudnego, a
jednak. Szczególnie, że będąc w trzy osoby, każda ma inny pomysł na dotarcie do
celu. Na lotnisku dowiadujemy się, że najlepszą opcją będzie National Express
do Golders Green. Jednogłośnie wybieramy tą opcję i ruszamy na podbój Londynu.
Po dotarciu na miejsce, znowu chwila zwątpienia- czym dostaniemy się do
Willesden? Ale i ten problem udało się rozwiązać- ratuje nas autobus linii 460,
który zawozi nas pod sam hostel. Ten był już taki typowy, londyński, czerwony i
piętrowy. Jak to w wielkim świecie bywa w autobusie siadamy oczywiście obok
Polaka- Mateusza, który jedzie do tego samego hostelu co my. Gościu studiuje i
pracuje w Londynie i mieszka w hostelu- na początku wydało nam się to dziwne,
ale jak się później okazało- całkiem popularne. (Taki hostel wychodzi dużo
taniej niż akademik!)
Po dotarciu na miejsce, meldujemy się, bierzemy klucz,
oglądamy pokój i... uciekamy. Godzina 20.00. Spacer po okolicy wydawał się
dobrym pomysłem, jednak szybko się okazało że nie do końca. Okolica nie
urzekała- na ulicach szemrane towarzystwo i szczury wielkości mojego psa
zachęciły nas do szybkiego powrotu do hostelu. Na parterze jest pub, więc tam
spędzamy resztę wieczoru.
Autobus linii 460
Sobota – Londyn od dupy strony
- Buckingham Palace
- St James’s Park
- Churchill War Rooms
- Westminster
- Big Ben
- London Eye
- Horse Guards Parade
- Leicester Square i M&M World
- SOHO
- Hyde Parkà Hard Rock Cafe
Zdjęcie ze strony: https://tfl.gov.uk/
Willesden o poranku
Poranny spacer po londyńskich przedmieściach
Tu oglądamy okolicę i spacerkiem śmigamy do Green Park,
skąd parkiem dochodzimy pod Buckingham Palace. Oglądamy i śmigamy dalej.
Okolice Buckingham Palace
Dużo
ciekawszy okazał się St James’s Park, w którym spotykamy kaczki, łabędzie,
łyski, gęsi i pelikany. Są też wiewiórki.
Zwierzaki w St James's Park
Idąc Parkiem dochodzimy do Churchill
War Rooms. Następny przystanek to Westmister i Big Ben, spacer po Westmister
Bridge, Wizyta w London Aquarium, zaliczenie
(lub nie- ze względu na lęk wysokości niektórych;) London Eye.
Churchill War Rooms
Big Ben i Westminster Bridge
London Eye
Stąd spacerkiem
udajemy się w kierunku Leicester Square, po drodze mijając Horse Guards Parade,
gdzie strażnicy na koniach są niebywałą atrakcją wśród turystów oraz Trafalgar Square, na którym akurat odbywał się protest przeciwko nienawiści i Trump'owi. Przedostanie się przez tysiące manifestujących ludzi nie był łatwy.
Horse Guards Parade
Manifest na Trafalgar Square
Kolumna Nelsona na Trafalgar Square
Po dotarciu na
miejsce (Leicester Square) oczywiście trzeba odwiedzić świat M&M-sów. Tutaj
niewielkie zakupy w celu uzupełnienia ilości cukru we krwi i ruszamy na podbój
SOHO. Chińska dzielnica o niesamowitym klimacie (szkoda, że nie wylądowałyśmy
tu tydzień później, podczas obchodów Chińskiego Nowego Roku). Niezliczona ilość
knajpek oferuje szeroki wybór dań chińskich- zapachy niesamowite! Możecie
wybrać wykwintną restaurację lub knajpkę typu „płacisz i jesz ile chcesz”.
Tyle szczęścia...
SOHO
Na koniec zostawiamy sobie Hard Rock Cafe, więc podjeżdżamy
metrem do Hyde Park i jesteśmy na miejscu. Tutaj siły nas opuszczają, więc
zaczynamy się zastanawiać jak wrócić do hostelu. Ponownie niezawodne okazują się
autobusy, które (w przeciwieństwie do szarej linii metra) kursują bez zarzutu.
Niedziela na bazarze
- Camden Town
- Natural History Museum
- Tower Bridge
- Greenwich
Oryginalne domy na Camden High Street
Camden Lock Market
Z pełnymi brzuszkami i trochę bardziej
pustymi portfelami ruszamy dalej- tym razem do Natural History Museum. Plus
jest taki, że wstęp jest darmowy (jak do wszystkich innych państwowych muzeum w
Londynie). Minusem są tłumy ludzi. Żeby zwiedzić je całe potrzeba pewnie kilku
dni. Nasza, nieco przyspieszona wersja, zajęła nam jakieś 2 godzinki.
Natural History Museum
Uwaga- opinia!
Wszystkie przewodniki zachwycają się tym miejscem, ale czy
słusznie? OK- budynek z zewnątrz robi niesamowite wrażenie, w środku zresztą
też widać, że w to miejsce zainwestowano kupę kasy. Eksponaty są świetne, ale
szkoda że nie są prawdziwe. Szkielety dinozaurów robiłyby zdecydowanie większe
wrażenie, gdyby były oryginalne. Skóra węża, której można dotknąć i porównać ze
skórą dinozaura jest… ceramiczna. Jakoś do mnie nie do końca to przemawia, ale
gdybym miała 10-12 lat, to pewnie byłabym zachwycona. Zdecydowaną zaletą tego
miejsca jest to, że jest bardzo interaktywne. Dołożono tu wszelkich stań by
zwiedzający zrozumieli niektóre zjawiska przyrodnicze, na przykład można
przeżyć symulację trzęsienia ziemi w chińskim sklepie, lub wejść do wnętrza
termitiery. Mamy w końcu XXI wiek, więc takie powinno być muzeum.
Na koniec naszej wizyty w Natural History Museum szybka
kawka i ruszamy dalej. Tym razem w kierunku Tower Bridge. (Tak- łazimy po tym
Londynie tam i z powrotem i w dodatku w kółko). Oglądamy Tower, podziwiamy most
i wsiadamy na tramwaj wodny w kierunku Greenwich (koszt takiej wycieczki to
6,5£).
Stare i nowe
Tower Bridge
Tramwaj wodny
Na miejscu spacer po parku, wizyta w Obserwatorium, rzut oka na zachód
słońca i powoli kulamy się w kierunku naszej zaszczurzonej dzielnicy.
Greenwich
Wieczór spędzamy w hostelowej kuchni, w towarzystwie
Bułgara, Rumuna, Czeszki, Hiszpanów, Włochów i poznanego dzień wcześniej
Polaka- Emila.
Poniedziałek
- Willesden Bus Garage (stąd 460)
- Golders Green (stąd National Express A6)
- Stansted Airport
Plan na dzisiaj to wczesna pobudka, szybka kawka i droga powrotna
do domu.
Morał z podróży, czyli czego nauczył nas Londyn:
- Wielokulturowość- nie sposób jej nie zauważyć. Londyn jest chyba najbardziej wielokulturowym miastem, jakie udało mi się odwiedzić do tej pory. Zaczynając od hostelowych gości z całej Europy, przez ludzi mijanych na ulicach, po sprzedawców w sklepach. Ciężko jest gdzieś spotkać Anglika z krwi i kości. No OK, kilku widziałyśmy w metrze, ale to tyle. Ja się pytam: gdzie oni się podziali?
- Nowe i stare- w Londynie jest to chyba bardziej widoczne niż gdziekolwiek indziej, szczególnie w okolicach Tower Bridge, gdzie zabytki są otoczone przez gąszcz nowoczesnych wieżowców.
- Komunikacja- spisuje się na 6+. Nie ma żadnego problemu z poruszaniem się po mieście. Głównie dzięki rozbudowanej sieci metra i setkom (jeśli nie tysiącom) autobusów kursujących bardzo często.
- Ruch lewostronny- jeśli nigdy wcześniej nie byłeś w tym kraju i nie jeździłeś lewą stroną, to zastanów się czy wypożyczanie samochodu jest dobrym pomysłem. Bezpieczniej chyba skorzystać z komunikacji miejskiej, a w dodatku unikniesz korków!
- Przechodzenie przez jezdnię- w zasadzie można przechodzić gdzie chcesz, musisz tylko uważać, żeby cię nic nie rozjechało. Trzeba przede wszystkim uważać na skutery, które pojawiają się znikąd i tak samo szybko odjeżdżają.
- Palenie papierosów- możesz palić na ulicy, ale za wyrzucenie peta na ziemię grozi mandat w wysokości 80 £ (ale słyszałam tylko z opowieści).