poniedziałek, 30 stycznia 2017

LONDYN od dupy strony



Tanie bilety do Londynu… I w zasadzie słowo „tanie” kończy się w tym miejscu. Bo z weekendem w tym mieście wiąże się dużo więcej wydatków, między innymi:
  • Dojazd z lotniska do miasta- tutaj najlepszy okazał się National Express (za bilet w obie strony trzeba zapłacić 19£- na trasie Stantsted Airport – Golders Green)
  • Poruszanie się po mieście (transport publiczny- metro, autobusy, tramwaje wodne)- najbardziej opłacalny jest zakup Oyster Visitor Card, dzięki której można załapać się na zniżki w niektórych sklepach i knajpach- 23£, z czego 3£ dostajecie z powrotem przy zwrocie karty na lotnisku
  • Hostel- w weekendy i święta wychodzi zdecydowanie drożej niż w dni powszednie (nas wyszło ok. 25£ na osobę za 3 noce)
  • Piwo w pubie ok. 3£
3 dni to zdecydowanie za mało, żeby zobaczyć wszystko, ale zawsze warto próbować… Nam udało się tyle:

Piątek- Londynie przybywamy!
  1.         Stantsted Airport- stąd National Express A6 do Golders Green
  2.           Golders Green (tu przesiadka na autobus linii 460)
  3.           Przystanek: Willesden Bus Garage
  4.           Hostel No 8 Willesden
Problemy pojawiają się zawsze. Nas dopadły już na początku! Pierwsze pytanie: jak dostać się z lotniska do hostelu? Niby nic trudnego, a jednak. Szczególnie, że będąc w trzy osoby, każda ma inny pomysł na dotarcie do celu. Na lotnisku dowiadujemy się, że najlepszą opcją będzie National Express do Golders Green. Jednogłośnie wybieramy tą opcję i ruszamy na podbój Londynu. Po dotarciu na miejsce, znowu chwila zwątpienia- czym dostaniemy się do Willesden? Ale i ten problem udało się rozwiązać- ratuje nas autobus linii 460, który zawozi nas pod sam hostel. Ten był już taki typowy, londyński, czerwony i piętrowy. Jak to w wielkim świecie bywa w autobusie siadamy oczywiście obok Polaka- Mateusza, który jedzie do tego samego hostelu co my. Gościu studiuje i pracuje w Londynie i mieszka w hostelu- na początku wydało nam się to dziwne, ale jak się później okazało- całkiem popularne. (Taki hostel wychodzi dużo taniej niż akademik!)
Po dotarciu na miejsce, meldujemy się, bierzemy klucz, oglądamy pokój i... uciekamy. Godzina 20.00. Spacer po okolicy wydawał się dobrym pomysłem, jednak szybko się okazało że nie do końca. Okolica nie urzekała- na ulicach szemrane towarzystwo i szczury wielkości mojego psa zachęciły nas do szybkiego powrotu do hostelu. Na parterze jest pub, więc tam spędzamy resztę wieczoru.


Autobus linii 460

Sobota – Londyn od dupy strony
  1.     Buckingham Palace
  2.      St James’s Park
  3.      Churchill War Rooms
  4.      Westminster
  5.       Big Ben
  6.       London Eye
  7.       Horse Guards Parade
  8.       Leicester Square i M&M World
  9.       SOHO
  10.      Hyde Parkà Hard Rock Cafe
Po średnio przespanej nocy (ale to już inna historia), szybkim śniadaniu i dwóch kawach ruszamy na podbój miasta! Plan ambitny- zobaczyć jak najwięcej! Jednak jak zwykle- problemy mamy już od samego początku! Nasz plan zakładał wydostanie się z Willesden szarą linią metra (Jubilee), która akurat w ten weekend nie kursuje ze względu na remont torowiska… Nie ma to jak mądry Polak po szkodzie. Planu B nie było, więc trzeba improwizować. Spacer do innej stacji/ linii metra przy pięknej pogodzie- czemu nie? I właśnie w ten sposób zaczęłyśmy zwiedzać Londyn od dupy strony, chodząc po przedmieściach, parkach, itd. Trzeba było włączyć Endomondo… Po ok. godzinnym spacerze docieramy do kolejki, gdzie dowiadujemy się, że w zasadzie linia brązowa też dzisiaj nie kursuje i żeby dostać się do centrum musimy jechać z przesiadkami. Tutaj okazuje się, że mamy jednak więcej szczęścia niż rozumu i dostajemy się bezpośrednio do celu- Piccadilly Square.


Zdjęcie ze strony: https://tfl.gov.uk/


Willesden o poranku


Poranny spacer po londyńskich przedmieściach

Tu oglądamy okolicę i spacerkiem śmigamy do Green Park, skąd parkiem dochodzimy pod Buckingham Palace. Oglądamy i śmigamy dalej. 


Okolice Buckingham Palace

Dużo ciekawszy okazał się St James’s Park, w którym spotykamy kaczki, łabędzie, łyski, gęsi i pelikany. Są też wiewiórki. 






Zwierzaki w St James's Park

Idąc Parkiem dochodzimy do Churchill War Rooms. Następny przystanek to Westmister i Big Ben, spacer po Westmister Bridge, Wizyta w London Aquarium, zaliczenie (lub nie- ze względu na lęk wysokości niektórych;) London Eye. 


Churchill War Rooms



Big Ben i Westminster Bridge



London Eye

Stąd spacerkiem udajemy się w kierunku Leicester Square, po drodze mijając Horse Guards Parade, gdzie strażnicy na koniach są niebywałą atrakcją wśród turystów oraz Trafalgar Square, na którym akurat odbywał się protest przeciwko nienawiści i Trump'owi. Przedostanie się przez tysiące manifestujących ludzi nie był łatwy.


Horse Guards Parade



Manifest na Trafalgar Square


Kolumna Nelsona na Trafalgar Square

Po dotarciu na miejsce (Leicester Square) oczywiście trzeba odwiedzić świat M&M-sów. Tutaj niewielkie zakupy w celu uzupełnienia ilości cukru we krwi i ruszamy na podbój SOHO. Chińska dzielnica o niesamowitym klimacie (szkoda, że nie wylądowałyśmy tu tydzień później, podczas obchodów Chińskiego Nowego Roku). Niezliczona ilość knajpek oferuje szeroki wybór dań chińskich- zapachy niesamowite! Możecie wybrać wykwintną restaurację lub knajpkę typu „płacisz i jesz ile chcesz”.


Tyle szczęścia...


SOHO

Na koniec zostawiamy sobie Hard Rock Cafe, więc podjeżdżamy metrem do Hyde Park i jesteśmy na miejscu. Tutaj siły nas opuszczają, więc zaczynamy się zastanawiać jak wrócić do hostelu. Ponownie niezawodne okazują się autobusy, które (w przeciwieństwie do szarej linii metra) kursują bez zarzutu.

Niedziela na bazarze
  1.           Camden Town
  2.           Natural History Museum
  3.           Tower Bridge
  4.           Greenwich
Niedzielny poranek postanawiamy spędzić na Camden Town. Nasz pomysł okazuje się strzałem w dziesiątkę! Po wyjściu z metra ukazuje nam się niesamowity widok- niezliczone ilości straganów, na którym można kupić prawie wszystko. Gdyby tylko portfel był trochę pełniejszy… Znajdziecie tu rzeczy stare, nowe, unikalne, kiczowate, angielskie, chińskie i w ogóle z całego świata. Od biżuterii, pamiątek, wyrobów skórzanych, plakatów, po ciuchy, ręcznie malowane trampki, lampy i meble. Stoiska z jedzeniem z całego świata przyciągają zapachami, a wielu sprzedawców częstuje przechodniów swoimi wyrobami. Decydujemy się na kuchnię tajską (Duża micha 7£, mała micha 5£- bez problemu najecie się małą michą).




Oryginalne domy na Camden High Street








Camden Lock Market

Z pełnymi brzuszkami i trochę bardziej pustymi portfelami ruszamy dalej- tym razem do Natural History Museum. Plus jest taki, że wstęp jest darmowy (jak do wszystkich innych państwowych muzeum w Londynie). Minusem są tłumy ludzi. Żeby zwiedzić je całe potrzeba pewnie kilku dni. Nasza, nieco przyspieszona wersja, zajęła nam jakieś 2 godzinki.



Natural History Museum

Uwaga- opinia!

Wszystkie przewodniki zachwycają się tym miejscem, ale czy słusznie? OK- budynek z zewnątrz robi niesamowite wrażenie, w środku zresztą też widać, że w to miejsce zainwestowano kupę kasy. Eksponaty są świetne, ale szkoda że nie są prawdziwe. Szkielety dinozaurów robiłyby zdecydowanie większe wrażenie, gdyby były oryginalne. Skóra węża, której można dotknąć i porównać ze skórą dinozaura jest… ceramiczna. Jakoś do mnie nie do końca to przemawia, ale gdybym miała 10-12 lat, to pewnie byłabym zachwycona. Zdecydowaną zaletą tego miejsca jest to, że jest bardzo interaktywne. Dołożono tu wszelkich stań by zwiedzający zrozumieli niektóre zjawiska przyrodnicze, na przykład można przeżyć symulację trzęsienia ziemi w chińskim sklepie, lub wejść do wnętrza termitiery. Mamy w końcu XXI wiek, więc takie powinno być muzeum.

Na koniec naszej wizyty w Natural History Museum szybka kawka i ruszamy dalej. Tym razem w kierunku Tower Bridge. (Tak- łazimy po tym Londynie tam i z powrotem i w dodatku w kółko). Oglądamy Tower, podziwiamy most i wsiadamy na tramwaj wodny w kierunku Greenwich (koszt takiej wycieczki to 6,5£). 


Stare i nowe


Tower Bridge




Tramwaj wodny

Na miejscu spacer po parku, wizyta w Obserwatorium, rzut oka na zachód słońca i powoli kulamy się w kierunku naszej zaszczurzonej dzielnicy.





Greenwich

Wieczór spędzamy w hostelowej kuchni, w towarzystwie Bułgara, Rumuna, Czeszki, Hiszpanów, Włochów i poznanego dzień wcześniej Polaka- Emila.

Poniedziałek
  1.           Willesden Bus Garage (stąd 460)
  2.           Golders Green (stąd National Express A6)
  3.           Stansted Airport

Plan na dzisiaj to wczesna pobudka, szybka kawka i droga powrotna do domu.

Morał z podróży, czyli czego nauczył nas Londyn:
  • Wielokulturowość- nie sposób jej nie zauważyć. Londyn jest chyba najbardziej wielokulturowym miastem, jakie udało mi się odwiedzić do tej pory. Zaczynając od hostelowych gości z całej Europy, przez ludzi mijanych na ulicach, po sprzedawców w sklepach. Ciężko jest gdzieś spotkać Anglika z krwi i kości. No OK, kilku widziałyśmy w metrze, ale to tyle. Ja się pytam: gdzie oni się podziali?
  • Nowe i stare- w Londynie jest to chyba bardziej widoczne niż gdziekolwiek indziej, szczególnie  w okolicach Tower Bridge, gdzie zabytki są otoczone przez gąszcz nowoczesnych wieżowców.
  • Komunikacja- spisuje się na 6+. Nie ma żadnego problemu z poruszaniem się po mieście. Głównie dzięki rozbudowanej sieci metra i setkom (jeśli nie tysiącom) autobusów kursujących bardzo często.
  • Ruch lewostronny- jeśli nigdy wcześniej nie byłeś w tym kraju i nie jeździłeś lewą stroną, to zastanów się czy wypożyczanie samochodu jest dobrym pomysłem. Bezpieczniej chyba skorzystać z komunikacji miejskiej, a w dodatku unikniesz korków!
  • Przechodzenie przez jezdnię- w zasadzie można przechodzić gdzie chcesz, musisz tylko uważać, żeby cię nic nie rozjechało. Trzeba przede wszystkim uważać na skutery, które pojawiają się znikąd i tak samo szybko odjeżdżają.
  • Palenie papierosów- możesz palić na ulicy, ale za wyrzucenie peta na ziemię grozi mandat w wysokości 80 £ (ale słyszałam tylko z opowieści).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz